Najbardziej przewrotny projekt reżysera, bez wątpienia jego „opus magnum”, w swoim czasie dzieło odrzucone, potem absolutnie kultowe, z którego łopatami czerpali Tarantino czy Rodriguez. Peckinpah wybiera się do Meksyku, śledząc losy łowców głów, którzy starają się odszukać tytułowego cudzołożnika, gdyż ten podpadł miejscowemu jefe. W poszukiwania niespodziewanie wikła się właściciel spelunki Bennie (Warren Oates), sprawa nabiera tempa, a ekran tonie we krwi i łuskach nabojów.
Fabuła filmu jest zdecydowanie pulpowa, jak z taniego filmu sensacyjnego, ale Peckinpaha to nie interesuje – formalnie (montaż!) to majstersztyk, który wyprzedza kino akcji co najmniej o dekadę lub dwie. To kolejny po „Dzikiej bandzie” i „Nędznych psach” manifest reżysera, który stara się być jeszcze bardziej dosadny, kierując wielką spluwę w stronę widza (dosłownie). Ponownie rozprawia o chciwości i pożądaniu, toksycznej męskości, zemście i druzgocącym wolność kapitalizmie. Wiwisekcja brutalności i zła w szalonej odsłonie.