Mówi, że na życie zarabia, udając Mela Brooksa. Wszyscy wiemy jednak, że to nieprawda. Lloyd Kaufman, legendarny twórca niezależnego kina, ojciec wytwórni Troma i filmów balansujących na granicy dobrego smaku, od dekad ma własną, mocną markę, a jego tytuły są jednocześnie obraźliwe i fascynujące.
W 2013 roku wieloletni przyjaciel naszego festiwalu postanowił raz jeszcze napaść na Cannes. Wraz z żoną Pat i najwierniejszymi apostołami z całego świata poleciał do Mekki kina festiwalowego, aby w stylu partyzanckim promować swoje filmy. Zrobił to przy okazji premiery „Return to Nuke ’Em High Volume 1”. Miał garść dolarów, żadnego wsparcia hollywoodzkich tuzów, ale za to sporo pewności siebie i uroku.
Jakie wrażenie ta zgraja niezależnych filmowców i fanów filmów Tromy – takich jak „Toksyczny mściciel”, „Tromeo i Julia”, „Surfujący naziści muszą umrzeć” czy „Barbarzyńska nimfomanka w piekle dinozaurów” – zrobiła na wyrobionej canneńskiej publiczności? Jak przyjęto Kaufmana, który poprowadził na barykady twórczej wolności grupę zapaleńców toczących z ust zieloną pianę? To trzeba zobaczyć. Zresztą mina osaczonego na deptaku Michaela Cery mówi sama za siebie.
„Napad na Cannes” to dokument o miłości do kina. Wytwórnia Troma, którą Kaufman w latach 70. stworzył z Michaelem Herzem, to dziś jeden z największych fenomenów w świecie kina klasy B. Wzorem Rogera Cormana (który wraz z żoną Julie – nieodżałowany król filmowej pulpy – wyprodukował ten film), Kaufman od dekad tworzy, produkuje i dystrybuuje kino dla koneserów złego smaku, którzy kochają gore, groteskę i przekraczanie granic. Robi to przy niskim nakładzie kosztów i ogromnym nakładzie frajdy. Czy można się na tym wzbogacić? Nieszczególnie.
Dokument wyreżyserowała córka Kaufmana, Lily Hayes Kaufman. To opowieść o artystycznym szwungu, którego nie powstrzymają francuscy policjanci, mały budżet ani pogarda w oczach obserwatorów.